Jakieś 5-6 lat temu, jeszcze jak studiowałam na ASP, profesor zaproponował, żeby ktoś z naszej grupy pojechał razem z reprezentacją Katedry Projektowania Biżuterii na międzynarodowe targi biżuterii do Monachium. Pomyślałam, że byłoby fajnie, bo nigdy nie widziałam z bliska takiego wydarzenia. Całą grupą zarezerwowaliśmy tanie bilety lotnicze, miejsce w hostelu. I pojechałam.
Przez kilka dni, jak zahipnotyzowana, chodziłam pomiędzy halami, ekspozycjami, wystawami. Pierwszy raz widziałam tyle wspaniałych projektów z całego świata. To było, porównując, jak dla fascynata mody, wszystkie Fashion Weeki razem wzięte! Albo dla fana motoryzacji - targi najlepszych i najnowszych samochodów Świata wraz z osobistym spotkaniem z panami z Top Gear.
Czy czułam się zainspirowana? Nie! Ja czułam się OSZOŁOMIONA do granic możliwości! Wszystko, co widziałam, wirowało mi w głowie, przestawiało moje dotychczasowe pojęcie o biżuterii, o dobrym (wspaniałym!) designie. O przekraczaniu granic tradycyjnie pojętego jubilerstwa.
Rozmawiałam z niezależnymi projektantami z różnych zakątków Świata, ale i z przedstawicielami największych, światowych korporacji jubilerskich. Przyglądałam się z bliska projektom unikatowym, eksperymentalnym, ale i takim wartym setki tysięcy Euro.
Wracałam z Monachium z torbą pełną wizytówek i głową pełną chaosu ale i jednym, olbrzymim marzeniem - chciałabym, kiedyś, stanąć tam pośród tych projektantów. W tej wyjątkowej hali C2, której motyw przewodni to "Contemporary design and vision".
Za kilka dni, w czwartek, mam samolot do Monachium. Na biurku leżą wejściówki wystawcy - "Exhibitor passes" do hali C2 i rozrysowany plan hali z zaznaczonym na zielono kółeczkiem.
Brak mi słów.
Trzymajcie kciuki. :)
Kasia Wójcik