Co najlepsze - dla niej fakt, że je otrzymuje był również niespodzianką. Jak to możliwe? Przeczytaj dalej.
Pamiętam 12-13-letnią siebie jak biegam w mroźną, styczniową niedzielę z identyfikatorem i puszką Wielkiej Orkiestry Świątecznej pomocy po gdyńskich ulicach wokół mojej szkoły podstawowej. Pamiętam ten mój dziecięcy entuzjazm, poczucie, że robię coś ważnego i słusznego... Pamiętam ogromną życzliwość darczyńców i adrenalinę towarzyszącą komisyjnemu podliczaniu zebranej gotówki w szkolnej sali, w otoczeniu nauczycieli i innych wolontariuszy. Tego dnia nie byliśmy po prostu uczniami i nauczycielami, a szkoła nie wydawała się taka sama jak co dzień. Tego dnia byliśmy współtwórcami wielkiej, niesamowitej i dobroczynnej inicjatywy, której skala przekraczała naszą wyobraźnię. Tego dnia wszystko, co znaliśmy wydawało się inne, lepsze, a ludzie bardziej uśmiechnięci, otwarci, życzliwi.
Wiecie, co jest najpiękniejsze? Że to się nie zmieniło. Owszem, czas upłynął i wszyscy mamy więcej lat, ale dzień Finału pozostał taki sam - wyjątkowy, życzliwy, pełen energii i przepełniony radością z tej wspólnej inicjatywy.
Nigdy nie przestałam “grać” z Orkiestrą, od kilku lat przeznaczam na Aukcję coś z mojej kolekcji biżuterii i rozemocjonowana śledzę licytację.
W tym roku postanowiłam zrobić to nieco inaczej - przeznaczyłam na Aukcję WOŚP złote serduszko-niespodziankę.
Złoto pochodziło z moich własnych zasobów, natomiast brylant na Aukcję przeznaczyła moja klientka i jednocześnie znajoma - Justyna, która po prostu chciała dać coś od siebie na ten piękny cel. Powierzyła mi swój brylant i powiedziała: zrób, co chcesz. W mojej głowie wszystko spięło się w całość - dokładnie wiedziałam, jak serduszko będzie wyglądać i przystąpiłam do jego tworzenia. Postanowiłam jednak włączyć do licytacji nutkę niepewności i nie pokazywać serduszka - jak można licytować coś, czego się nie zobaczyło na oczy? Postanowiłam poczynić taki eksperyment. Wynik przeszedł moje najśmielsze oczekiwania!
Licytacja rozpoczęła się od złotówki i trwała 10 dni. Co to była za licytacja! Kwota pięła się w górę i kiedy ogłaszałam na facebooku rekord, zaraz okazywał się już nieaktualny… Ostatecznie przebił 25 innych ofert kupna i zwyciężył aukcję pan Tomasz. Na konto WOŚP, na rzecz dziecięcej medycyny zabiegowej, przelał 4001 zł! Jak się okazało, licytował on serduszko wraz z dorosłymi córkami - Pauliną i Julią - dla ich mamy i swojej żony, Aleksandry, która jeszcze o niczym nie wiedziała!
Dowiedziała się dopiero, gdy stanęła w drzwiach mojej pracowni, otoczona najbliższymi i otrzymała z moich rąk ten niezwykły, niepowtarzalny prezent. Być świadkiem takiej rodzinnej miłości, komitywy stworzonej przez tatę i córki w pięknym celu, to zaszczyt. To doładowanie baterii - nie tylko tych twórczych (bo na szczęście serduszko pani Oli się spodobało, od razu je założyła i rozpromieniła się) ale także tych życiowych, które sprawiają, że chce mi się codziennie wstać, uśmiechnąć, spojrzeć z życzliwością i wdzięcznością na swoje życie. Wiadomo, że nie zawsze jest kolorowo - ale i w dzień Finału, i w dzień odbioru serduszka naprawdę było kolorowo.
Życzę sobie, żeby to zostało ze mną jak najdłużej. Dziękuję panu Tomaszowi, pani Oli, Paulinie i Julii i dziękuję Wam, że jesteście ze mną i towarzyszycie mi w tej drodze. Że razem tworzymy piękne inicjatywy i pozytywnie doładowujemy się nawzajem. To jest to codzienne Człowieczeństwo w najpiękniejszym znaczeniu tego słowa.
Co czujesz po przeczytaniu tego artykułu? Proszę, zostaw komentarz lub udostępnij, będzie mi bardzo miło.